sobota, 21 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty siódmy: Pancakes!

Mam dziś dla Was coś w sam raz na leniwy weekendowy poranek. Przypuszczam, że wielu z Was oglądając w dzieciństwie amerykański film, marzyła o tym, żeby zjeść te puszyste placuszki polane złocistym syropem, które Amerykanie (jak się wydaje) pałaszują dość często...Ja dziś spełniłam to swoje marzenie z dzieciństwa! Przepis podpatrzyłam w gazecie, którą ktoś czytał koło mnie w metrze. Nie mogłam go nie zapamiętać!


PANCAKES Z SYROPEM KLONOWYM



Składniki:

1 jajko
3/4 szklanki mąki
1 szklanka mleka
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka cukru pudru

Oliwa z oliwek do smażenia

Syrop klonowy*

*może być miód lub syrop owocowy


Patelnię smarujemy papierem nasączonym oliwą z oliwek i nagrzewamy na średnim ogniu.

Wszystkie składniki na ciasto miksujemy na jednolitą, gęstą masę.

Na patelnię wylewamy po dwie łyżki ciasta na jednego placuszka i smażymy na złocisty kolor z obu stron.

Przed każdym nałożeniem placków na patelnię, smarujemy ją oliwą.

Placuszki układamy na stercie i polewamy syropem.

Można podawać z owocami - przyznaję, że kompozycję z malinami też ściągnęłam z gazety z przepisem :)
Ale musicie przyznać, że wyglądają przeapetycznie!!!



Enjoy!

piątek, 20 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty szósty: Rozmarynowy kurczak w śliwkowym sosie

Będzie troszkę bardziej tradycyjnie, niż zwykle...ale jedno pozostaje niezmienne: robi się szybciutko! Jak zwykle wpadłam do domu w okienku (5-godzinnym z resztą...) i oczywiście straszliwi byłam głodna. Słodkie obiady i węglowodany w tym tygodniu już mi delikatnie mówiąc zbrzydły. Miałam ochotę na coś bardziej wyrafinowanego a jednocześnie lekkiego...

ROZMARYNOWY KURCZAK
W ŚLIWKOWYM SOSIE



Składniki (dla 1 osoby):

Pojedyncza pierś z kurczaka
Łyżeczka mielonej kolendry
Łyżeczka mielonego kminku
Łyżeczka suszonego rozmarynu
Sól

Na sos:
6 suszonych śliwek kalifornijskich
2 łyżeczki miodu
Łyżeczka (!) soku z cytryny
Szczypta białego pieprzu



Śliwki zalewamy 100 ml wrzątku w małej miseczce i odstawiamy.
Kurczaka myjemy i oprawiamy, następnie nacieramy wszystkimi przyprawami (solą, kminkiem, kolendrą, rozmarynem).

Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 st.C przez 15-17 minut (grzanie: góra+dół).

Śliwki przekładamy razem z wodą do małego rondelka i dodajemy sok z cytryny i odrobinę białego pieprzu.
Gotujemy na wolnym ogniu aż śliwki dobrze zmiękną i dadzą się rozkawałkować drewniana łyżką. W czasie gotowania można dodawać odrobinę wody, gdy zbyt dużo wyparuje.
Na koniec gotowania (po około 10 minutach) dodajemy miód i mieszamy.
Zestawiamy z fajerki.


Gdy kurczak się upiecze malujemy go sosem i podajemy np. z brokułami i pomidorkami cherry oraz ryżem lub ziemniakami.



Smacznego!

środa, 18 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty piąty: Czekoladowe naleśniki z ananasem

Przepis ten powstał w windzie, między parterem a 4-tym piętrem, kiedy wracałam strasznie głodna do domu. Czasu na jedzenie miałam nie za dużo, bo obowiązki czekały, a w lodówce nic gotowego do spożycia. Ale pomyślałam o kupionym kilka dni temu ananasie (za 2 zł!), który na pewno już dobrze dojrzał i czeka aż ktoś go zje. Przyszły mi do głowy naleśniki, bo to danie można naprawdę szybko zrobić! Oczywiście, jak już weszłam do domu, zestroiłam się w fartuch i zaczęłam wyjmować wszystko co potrzebne, okazało się, że nie ma mąki! Ale żądza czekoladowego naleśnika była tak silna, że szybko ubrałam się z powrotem i poleciałam do osiedlowego J
I tym oto optymistycznym akcentem kończę wstęp i zapraszam Was na :



NALEŚNIKI CZEKOLADOWE Z ANANASEM I MIĘTĄ




Składniki na 8 naleśników:

Przepis na ciasto: tutaj
Dodajemy:
 2 łyzki prawdziwego kakao
 Łyżkę cukru

Cały świeży ananas
Dwie garście świeżej mięty
2 łyżki soku z cytryny
Łyżka masła


Proponuję zacząć od pokrojenia ananasa w bardzo drobną kostkę.
Później nagrzewacie dwie patelnie – jedną na naleśniki, drugą na ananasa (na nią wrzucacie łyżkę masła).
Raz-dwa rozrabiacie mikserem ciasto na naleśniki.
Na patelnię wrzucacie ananasa z sokiem z cytryny i dusicie pod przykryciem, mieszając mniej więcej po każdym usmażonym naleśniku ;)
Pod koniec dodajecie liście mięty, do czasu aż zmiękną.
Na gotowe naleśniki nakładamy po dwie łyzki kawałków ananasa (najlepiej tylko na ćwiartkę naleśnika) i składamy w trójkąciki.

Pewnie fajnie by było polać te naleśniki jeszcze jakimś sosikiem, ale niestety zabrakło mi na to czasu i szybkiego pomysłu :( Jeśli macie jakieś pomysły w tym zakresie - napiszcie w komentarzu!




Bon appetit!








sobota, 14 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty czwarty: Tuna salad

Resztki mieszanki sałat patrzyły na mnie błagalnym okiem już od kilku dni...a ja ostatnio jakoś nie miałam smaku na zielone...ale dziś rano wstałam i po oględzinach zawartości lodówki zabrałam się do roboty...

SAŁATKA Z TUŃCZYKIEM


Składniki na 2 porcje:

4 garście mieszanki sałat
Pół zielonej papryki
6 oliwek czarnych
6 oliwek zielonych
4 pomidorki cherry
Pół cebuli (lepiej czerwonej, 
ale u mnie była akurat biała)
Puszka tuńczyka w sosie własnym
Olej sezamowy/oliwa z oliwek
Sól i pieprz

Pozwolicie, że nie będę pisać jak zrobić sałatkę...
Pamiętajcie tylko, żeby dokładnie umyć wszystkie warzywa!

Resztę widać na załączonych obrazkach...


Buon appetito!



środa, 11 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty drugi: Owocowe sorbety

Ostatnio mam straszną ochotę na owoce. Kilka dni temu proponowałam Wam oczyszczające smoothies, które od tamtej pory piję raz dziennie. Dziś mam dla Was kolejną lekką owocową propozycję.

Z owoców, które mi zostały (bo kupiłam ich przed Świętami sporo) postanowiłam zrobić sorbety.
Przepis równie prosty, jak na smoothies: Trzeba potraktować blenderem owoce, przelać do pojemniczka i włożyć na 3 godziny do zamrażarki i co około 30 minut przemieszać, żeby konsystencja pozwalała na nałożenie kulek do pucharków :)

Zostało mi pół melona i banan, więc zapraszam was na...

BANANOWY I MELONOWY
SORBECIK


Buon appetito!

sobota, 7 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty pierwszy: Mój Paryż w Warszawie

Jest na Ziemi kilka takich miejsc, gdzie czuję się tak dobrze, że tylko szukam pretekstu, by znów się w nich znaleźć. Są to całe państwa, ich regiony, miasta, miasteczka i wsie, gdzie wrony zawracają...ale też knajpki i kawiarenki, których smaków i aromatów nie zapomnę do końca życia.

Do mojego katalogu tych właśnie miejsc dołączyła dziś francuska boulangerie patisserie 
Cafe Baguette 
przy Krakowskim Przedmieściu 69 w Warszawie.



Znalazłam się tam zupełnym przypadkiem. Miałam dziś nie wychodzić z domu, ale wyszłam przejść się z aparatem (i z nadzieją, że pogoda się trochę poprawi). A że się nie poprawiła, to zmarzłam straszliwie i w okolicach Placu Zamkowego pomyślałam o rozgrzewającej kawie. Nawet już przekroczyłam próg jednej z komercyjnych kawiarni, ale coś mnie tknęło, że na Starówce muszą być jakieś bardziej urokliwe miejsca.

I dosłownie kilka kroków dalej moją uwagę przykuła zaparowana szyba wystawowa, przez którą dojrzałam to miejsce. Miejsce, w którym już zawsze będę robić sobie przyjemności w postaci caffe latte i świeżo upieczonego francuskiego smakołyku.




Najciekawsze jest to, że lokal został otwarty po raz pierwszy właśnie dzisiaj, więc to chyba nie przypadek sprawił, że przekroczyłam jego pachnące progi.

Klimat miejsca jest niesamowity. Lokal jest malutki, zaledwie kilka stolików. Przemiłe dziewczyny krzątają się parząc kawę i nakładając gościom francuskie specjały: rogaliki, bagietki, kanapki, desery... A tuż obok - na oczach wszystkich, dwóch przemiłych, uśmiechniętych panów wyrabia i piecze te wszystkie pyszności.




Nie chciałam stamtąd wychodzić. Mogłabym tam przesiadywać godzinami, czytając książkę lub gazetę i chłonąć klimat tego miejsca. I tak zapewne będę robić. Będzie to moje miejsce, w którym będę się uśmiechać do siebie i do innych, choćby na dworze była zamieć śnieżna...


A na koniec chciałam podziękować za możliwość zrobienia kilku zdjęć ;)

piątek, 6 kwietnia 2012

Siedemdziesiąty: Smoothies!

Święta już za pasem i pewnie wszyscy krzątacie się po kuchniach, przygotowując świąteczne pyszności. Ale na pewno znaczna część z Was czuje się ciężko na sam widok takich ilości jedzenia i zastanawia się, co zrobić kiedy we wtorkowy poranek obudzi Was poczucie winy, że znów tyle zjedliście.
Dlatego właśnie postanowiłam, że zamiast przepisu na danie świąteczne podrzucę Wam coś wprost idealnego na poświątecznego moralniaka. Dostajecie dziś ode mnie 3 w 1: Trzy przepyszne smoothies, pełne witamin i wszystkiego co najlepsze, a na dodatek wspaniale oczyszczające i detoksykujące organizm po tak ciężkich dla naszych brzuchów Świętach...






ORZEŹWIAJĄCE KIWI Z TRUSKAWKĄ


Składniki:

200g truskawek
3 miękkie owoce kiwi



SYCĄCY BANAN Z TRUSKAWKĄ


Składniki:

200g truskawek
1 duży banan
1 łyżka soku z cytryny
5-6 łyżek mleka



SUBTELNY MELON Z POMARAŃCZĄ


Składniki:

1 średnia pomarańcza
200g melona (plaster grubości ok. 2cm)
1 łyżka soku z limonki


W zrobieniu nie ma nic trudnego. Traktujemy owoce blenderem, aż mus będzie idealnie gładki - kawałki owoców nie przejdą przez słomkę! Warto, żeby owoce były wyjęte prosto z lodówki, a nawet schłodzone przez 30 minut w zamrażarce (już obrane), wtedy napój jest jeszcze bardziej orzeźwiający.
Do banana w opcji 2 dodajemy mleko i sok z cytryny, aby rozcieńczyć mus.
Do melona w opcji 3 dodajemy sok z limonki, bo sam w sobie jest dość mdły. Pomarańczę tylko obieramy ze skórki i miksujemy razem z białymi błonkami.

Jeżeli owoce, których użyliście są zbyt mało słodkie, możecie dosłodzić smoothie miodem. 

I jeszcze jedna porada na koniec: jeśli chcecie zrobić dwuwarstwowe koktajle tak, jak ja, pamiętajcie o tym, że na dół wlewamy bardziej gęsty mus a górną warstwę wlewamy po łyżce, żeby nie wlać jej do środka dolnej warstwy.

Przed wypiciem mieszamy warstwy, żeby smaki owoców się połączyły. Wtedy smoothies smakują po prostu genialnie!

Tymczasem życzę Wam Wesołych Świąt, 
smacznych jajek, pasztetów, żurków,
kiełbas, wędlin i innych pyszności!

A po Świętach polecam 
smoothies!



Smacznego!

środa, 4 kwietnia 2012

Sześćdziesiąty dziewiąty: Egzotycznie czekoladowa granola

Uwielbiam granolę. Przez ostatnie dni jadłam na śniadanie zwykłą owsiankę z suszonymi owocami, aż pewnego dnia postanowiłam te moje płatki przerobić na prawdziwy śniadaniowy przysmak. A przy okazji uszczęśliwić Aneczkę pełnym słoikiem granolowych chrupków :)


EGZOTYCZNIE CZEKOLADOWA GRANOLA




Składniki na 1-litrowy słoik:

250g płatków owsianych
50g pestek słonecznika
50g chipsów bananowych
1 łyżka wiórków kokosowych
1 łyżka prawdziwego, gorzkiego kakao
6 łyżek miodu
50g masła


Masło i miód rozpuszczamy na wolnym ogniu w rondelku.
Wszystkie pozostałe składniki mieszamy w dużej misce i dodajemy masło z miodem.
Wszystko trzeba bardzo dokładnie wymieszać.

Piekarnik ustawiamy na 180 st.C z opcją przypiekanie (to takie ząbki od góry, zwykle łącznie z termoobiegiem).
Masę równomiernie rozprowadzamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze.
Wstawiamy na środkowy poziom na około 15-20 minut, co kilka minut mieszając, aby równomiernie się zarumieniło.

Po wyjęciu odstawiamy do ostygnięcia. Możemy masę trochę przyklepać, aby płatki lepiej się zlepiły.
Powinno z tego powstać takie wielkie ciacho owsiane, które później trzeba połamać na chrupki wielkości orzechów laskowych.

Granolę przechowujemy w szczelnie zamkniętym słoiku i zjadamy z mlekiem lub jogurtem!


Enjoy!

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Sześćdziesiąty ósmy: Pesto z rukoli

Co jakiś czas w serwisach kulinarnych wpadały mi w oko przepisy na pesto z rukoli...Nigdy żadnego nie przeczytałam i spróbowałam zrobić po swojemu. Jednak smak był na tyle...dziwny, że ostatecznie sprawdziłam, czy jest jakiś magiczny składnik. Nie ma. Dlatego z góry Was uprzedzam, że pesto z rukoli ma charakterystyczny, gorzkawy smak i nie każdemu może smakować. W mojej wersji bardzo dużo pomógł intensywny smak podsmażonego boczku :)

PENNE Z PESTO Z RUKOLI
ZE SMAŻONYM BOCZKIEM



Składniki na 4-5 porcji:

500g makaronu penne
250g parzonego boczku
Ser parmezan do posypania na talerzu

Na pesto:

100g rukoli
Dwie garście liści bazylii
50g orzeszków piniowych
4 ząbki czosnku
30g sera Gourmage (lub innego blue)
2 łyżki soku z cytryny
5 łyżek oliwy z oliwek
Sól, pieprz




Wszystkie składniki na sos pesto traktujemy blenderem, aż powstanie w miarę jednolita masa.

Boczek kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na patelni, bez dodatku tłuszczu, bo tłuszcz ma się wytopić z mięska! No chyba, że dorwaliście taki kawał boczku, jak my, w którym prawie nie ma tłuszczu. Aż żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia w całości, bo szczerze mówiąc w życiu takiego pięknego boczusia nie widziałam!

Makaron wrzucamy do wrzącej, osolonej wody i gotujemy al'dente.

Makaron odcedzamy i najlepiej w garze w którym się gotował mieszamy go z boczkiem i pesto.
Przekładamy do jakiejś "elegantszej" misy i podajemy szybciutko na stół, póki gorące, bo wtedy smakuje najlepiej. (Odgrzewane następnego dnia, też jest całkiem niezłe!)

Na stole możecie postawić tarkę i parmezan na talerzyku, aby każdy mógł sobie go zetrzeć na talerz.



Buon appetito!